O krok bliżej do spełnienia marzeń


Od czterech dni mamy nowy rok, więc wypadałoby podsumować ubiegły.
Rok 2013 był dla nas pouczającym rokiem. Pojawiły się ważne osoby, które okazały się niewarte zachodu, ale ich miejsce zajęli inni. Jeśli chodzi o Vinka to zrobiliśmy ogromne postępy. Na główny cel zeszłego roku wyznaczyłam sobie poznanie psa, z którym w końcu mieszkałam już tyle czasu, ale patrząc na to co się działo, nie znałam go w ogóle.



Przede wszystkim zaczęłam od określenia swoich wymagań od Viva i ich precyzyjnego przekazu w sposób jasny dla obu stron. Rzeczy niemożliwe do wykonania odłożyłam na dalszy plan i na pierwszy ruszt rzuciłam porządną naukę przywołania. Pies miał 20 miesięcy i owszem, wracał, ale dla mnie trwało to zdecydowanie za długo. Linka przez dwa tygodnie i piesek ogarniał o co mi chodzi.



Miałam dosyć wracania ze spacerów maksymalnie wkurzona, bo w najmniejszym stopniu nie sprzyjało to polepszeniu naszych relacji, a wręcz przeciwnie - cały czas mocno je osłabiało. Spacery często były złem koniecznym - a nie tak jak to sobie wyobrażałam - cudownie spędzonym czasem z ukochanym psem. Starałam się analizować każdą sytuację, w której coś mi nie pasowało. Znalazłam pierwszy, ale kluczowy błąd - za szybko podnosiłam poprzeczkę. Vivek nie zdążył dobrze ogarnąć podstaw a już narzucałam mu trudniejszy do wykonania etap. W rezultacie miałam zestresowanego psa, któremu pewnie nie sprawiało frajdy wspólne spędzanie czasu. Stonowałam to i udało mi się dozować stopień trudności w nauce. Pierwsze efekty szybko dało się zobaczyć.


Miałam niezwykle silną motywację. Pierwszą rewelacją było to, że w końcu się dogadaliśmy. Kiedy już łączyła nas cieniutka nić zaufania, zaczynałam go rozumieć i panować nad nim przeszłam dalej i za kolejny cel wyznaczyłam skupienie go na sobie, zmotywowanie do pracy i resocjalizację. Jako tako wracał na zawołanie, powolutku mi ufał - czyli zamierzone cele były do osiągnięcia. Metodą prób i błędów próbowałam go naprostować. Ufał mi już na tyle, że z resocjalizacją szło lekko i przyjemnie. Robił to o co prosiłam, bez względu na to, że był niepewny siebie. Wspólna praca dodała mu pewności siebie i jeszcze wzmacniała naszą więź. 





Kiedy pies zaczynał brać mnie na serio zajęłam się nakręceniem na zabawki. Pomogli mi tu różni ludzie, ale i własne pomysły. I nagle, ni z tego, ni z owego pies, który dotychczas zabawę ze mną miał głęboko w poważaniu, trzymał w pysku rzecz co najwyżej przez kilka sekund a o żadnym szarpaniu mowy nie było stał się innym stworzeniem. Przez kolejne kilka tygodni starałam się nie przeginać i szybko kończyć sesje szarpania. Z początku wychodziło mi naprawdę dobrze, ale nadszedł ten dzień, kiedy pies był tak przepięknie najarany, że postanowiłam poszarpać się z nim chwilę dłużej. Oczywiście szarpał się rewelacyjnie, ale wybrał sobie moment, w którym zabawa mu się znudziła. Stracił zainteresowanie zabawkami. To był dla mnie świadomy błędu cios, którego mimo starań nie potrafiłam naprawić. Od tamtego momentu wpadliśmy w złą passę. Zaufanie, które było godne zazdrości schrzaniłam na całej linii.


Przez jakiś czas nie miałam ani ochoty ani siły niczego naprawiać. Pies omijał mnie szerokim łukiem, nie zwracał na mnie uwagi, wychodziłam z nim musiałam. W dodatku na spacery zabierałam kogoś ze sobą, żebym tylko nie musiała trzymać go na smyczy. Dostałam kilka porządnych ochrzanów, za które bardzo dziękuję, bo nie wiem czy sama bym się ogarnęła. Powoli na nowo próbowałam ratować Vina i siebie. 


Udało się stosunkowo szybko. Od tamtego poważnego kryzysu mieliśmy jedynie chwilowe, nic niezmieniające zawahania. I mocno trzymam kciuki, żeby było jeszcze lepiej. Bo na chwilę obecną jesteśmy na świetnej drodze do wymarzonego sukcesu, a z każdym dniem o krok bliżej do spełnienia marzeń <3 




W tym miejscu chciałabym podziękować wszystkim, którzy dawali mi siłę i ochrzaniali za momenty zawahania, których mieliśmy w poprzednich latach zdecydowanie za dużo. Dziękuję także Wam, Czytelnikom, za tak liczne odwiedziny bloga i wytrwałe czytanie naszych nowości. Dziękujemy <3

12 komentarzy:

  1. Każdy przeżywa kryzysy, my z Rudziem też przywołanie musimy dopracować, wystarczy kednak się ogarnąć i wsyztsko będzie dobrze ;)
    Happy new year!

    OdpowiedzUsuń
  2. Z Dinem nic nie robiłam przez 7 lat .. Nic. Myślałam, że jest na tyle głupi, że nie zrozumie o co mi chodzi. W rzeczywistości najgłupsza byłam ja.. Zmieniłam się, spacery zaczęły sprawiać mi przyjemność i każdy mały sukcesik sprawiał mi ogromną satysfakcję. Przywołanie jest mi ciężko "zbudować", Dino nadal ma momenty w który coś jest lepsze i ważniejsze od Pańci, dalej nie mogę go puszczać z linki, tzn mogę, bo wróci po godzinie ale wróci tylko że nie chcę tego znowu schrzanić. Doszłam do etapu, w którym mogę go puścić ze smyczy na treningu obi lub agi i wiem że nie zwije w czasie pracy, wiem że da z sb 100% żeby zwrócić na sb moją uwagę. Jestem dumna z tego wszystkiego, ponieważ dużo osób śmiało się mówiąc, że z 7 letniego psa nic nie bd. BĘDZIE ! A nawet już jest ! <3

    Każdy ma okres w którym zwątpi w sb.. mi się nie jednokrotnie zdarzało.. Najważniejsze to nie poddawać się ciągle iść do przodu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z Lackym ćwiczę regularnie.:) Zdjęcia są boskie na każdym Vivat wyszedł bosko!:D

    OdpowiedzUsuń
  4. Każdy popełnia błędy, nie jesteś jedyną osobą. Sama taki błąd popełniłam, za czasów gdy Fado był szczeniakiem nie przywiązywałam wyższej wagi do przywoływania czy chodzenia przy nodze czy jarania na zabawki. Owszem wtedy wszystko mogło by mi iść jak z płatka. teraz mam tego konsekwencje.
    Nie raz miałam czas żeby sobie wszystko odpuścić, nie raz miałam ochotę pstryknąć palcem z nadzieją że cofniemy się w czasie i wszystko naprawimy. Nie ma. Życie to nie bajka, musimy się zmagać z problemami. Czasami te błędy jednak bolą. Jednak widząc te wszystkie filmiki, z nieźle wychowanymi psami dopiero sobie zdaje sprawy że mój pies ma dopiero 2 lata. Całe życie przed nami, okres szczeniaczkowy się skończył ale okres na naukę i wychowanie nigdy.

    Dla nas największym problemem ale też marzeniem jest przywoływanie. Tego chcę jak najbardziej.
    To by było największą satysfakcja gdybym uzyskała to sama tylko ja i pies i nauka. Żaden trener, żadna szkółka czy behawiorysta. Tylko my dwoje i nauka. Satysfakcja jak nic!

    Ten rok będzie dla nas rokiem pełen pracy, pracy i pracy a przedewszystkim ćwiczeń.
    Obalamy sztuczki a teraz zajmujemy się komendami, chodzeniem przy nodze i przywoływaniem.

    Najważniejsze jest to by iść do przodu i się nie poddawać.
    Tobie i Vinkowi życzę serdeczne powodzenia w dążeniu do realizacji marzeń!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam historie, które kończą się Happy Endem =)
    Ja sama mam psa z adopcji, który miał zepsute podstawy, lecz dzięki dużej ilości wspólnie przepracowanych dni nie jest już dzikusem, a normalnym psem.
    Może i do ideału jeszcze mu daleko i tak bardzo go kocham =P
    Trzymam za Was kciuki, abyście szybko znaleźli wspólny język!!!
    Wszystkiego co naj! =D

    Pozdrawiam Natalka i Beny

    OdpowiedzUsuń
  6. U nas też nie było łatwo ale od jakiś kilku dni jest coraz lepiej.Trzymamy kciuki nie poddawaj się i idź do przodu.

    Pozdrawiamy Ola i Luna

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że udało Ci się znaleźć siły, aby się na nowo zmotywować :)
    Teraz z każdym dniem jesteście o krok bliżej do sukcesu! I trzymajcie tak dalej.
    Przy okazji witamy się, obserwujemy i zapraszamy do nas :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No i widzisz, z każdego dołka da się wyjść. ;) Czasem wychodzi się z niego trochę dłużej, czasami niemal niezauważalnie. Ważne, że jesteście na dobrej drodze i mimo wszystko brniecie do przodu. :) pozdrawiam, Alicja i Gabi

    OdpowiedzUsuń
  9. W życiu każdego chyba psiarza przychodzą takie momenty załamania, ale trzeba zawsze walczyć, nie wolno się poddawać. Jeśli coś nie wychodzi dobrze jest przerwać i wrócić do pracy, kiedy ochłoniemy. To smutne, bo zwykle wina za niepowodzenia leży w nas ludziach, ale zarazem to jest plus, bo łatwiej nam pracować nad własnymi błędami, wiemy co myślimy, co robimy źle i możemy to naprawiać:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny wpis ! :)
    Na pewno nie jest łatwo , ale nie możesz nigdy się poddawać! :) Za każdym razem jak się wkurzysz odchodź od psa , ale staraj się w jak najszybszym czasie uświadomić sobie , że dacie radę ! :) Wszystko się da :D
    Życzymy , aby ten rok był dla Was najwspanialszy!
    Trzymamy kciuki i łapki :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Chyba każdy ma momenty zawahania i kryzysy, najważniejsze, że się nie poddałaś i próbowaliście dalej :) Miło jest czytać, że wszystko zmienia się już na lepsze C:

    OdpowiedzUsuń
  12. Tez mam dalej problem z przywolaniem psa. Najwazniejsze jest to zeby sie nie poddawac ;) zycze ci duzo sukcesow ;)

    Pozdrawiamy: D&K :-)

    OdpowiedzUsuń