Sklepowe szaleństwo

Tak, tak - wiem. Dawno nie pisałam. Sama nie wiem czy to przez chorobę Vivata, brak czasu czy może lenistwo. Tak czy inaczej od dwóch tygodni chodzę do szkoły. Ferie zleciały w tempie nadprzyrodzonym, co mnie martwi. Zacznę może od początku.

Do babci postanowiliśmy wyjechać 18 stycznia - w środę. Przed podróżą poszłam z Vivatem na polankę, aby go wybiegać. Może i najcieplej nie było, ale temperatura była znośna.










Wszystko pięknie. Wieczorem pakujemy walizki i jedziemy odpocząć. Odpoczynek bardzo przyjemny. Babcia była przerażona tym co mój pies wyrabiał z jej kwiatkami i dywanem. Ale chyba najbardziej zdziwiło ją to, ile ten pies wnosi piachu i sierści. Po każdym spacerze obowiązkowe  mysie łap, czesanie i zabawa.

Codziennie koło południa, (czyli wtedy kiedy powinno być ciepło) chodziłam na łąkę. Nowe otoczenie, ulica, a na dodatek same agresywne psy, powodowały, że mój pies chodził na smyczy. Suma summarum, postanowiłam w końcu puścić psa. Jakie miałby przyjemności z wyjazdu do babci, gdyby miał chodzić na smyczy? W domu to go chociaż puszczam.

Fantastycznie wszystko się układało. Pies coraz "grzeczniejszy" a ja powoli zdobywałam zaufanie i częściej go puszczałam. Nie jest to duże miasto, mało kto przykłada wagę do socjalizacji czy szkolenia psa wagę. Dla nich pies to przyjaciel, a szkolenie i cała reszta (nie wspominając o wystawach, bo to przecież straszne męczarnie) nie ma znaczenia.

Moją uwagę przykuł pewien Pan, który w posiadaniu ma rasowego Jack Russell Terriera - Mistera. Pies po psim przedszkolu, szkoleniu, reproduktor, w trakcie przygotowań do państwowego PT, super-grzeczny... Same zalety! Jego właściciel to rzeczywiście obeznany człowiek w świecie kynologii. Genialnie nam się rozmawiało - czysta przyjemność.














Moje ulubione zdjęcie




Vivat - samowystarczalny pies - sam sobie radośnie wchodził na łóżko, bo dlaczego niby nie?
Jak chyba każdy zna to uczucie, kiedy babcia próbuje rozpieścić czworonoga. Też to przeszliśmy. Obeszło się bez resztek ze stołu czy słodyczy. Pies natomiast jadł tylko jedzenie ... gotowane.
     Fileciki z kurczaka, z ryżem, pietruszką i marchewką. Serduszka, ryż i brokuł. Wątróbka, ryż i marchewka. Indyk, ryż i brokuł, pietruszka, marchewka. Mogłabym wymieniać i wymieniać. Żeby nie doszło do niedoboru witamin, do każdego posiłku (także tego gotowanego) dodawałam mu suchej karmy. Jednak kto zadowoli się suchą karmą jeśli może jeść gotowane przysmaki?

Mój pies zostaje sam w domu. Zazwyczaj nie ma z tym problemu, natomiast aby umilić mu ten czas, postanowiłam zaszaleć w super - tanim sklepie:


Vivacik niestety miał coś z przewodem pokarmowym. Opisywać tego co się działo chyba nie będę, natomiast uwzględnię, że wszystko już OK. Niestety zmieniamy karmę, a smakołyki chyba musimy na dłuższy czas odstawić na bok... Cóż, zakupy są zrobione, zastanawiam się czy może ich komuś nie sprzedać? Tak, czy inaczej dzięki za odwiedziny i uciekam!

2 komentarze:

  1. co niektóre rzeczy KORA jadała ;p VIVUU wygląda jak pudel a nie jak csa - bez obrazy ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czymże tu się obrażać? To prawda... Idziemy na strzyżenie jak tylko zrobi się cieplej. Natomiast może z tego powodu wracające ze szkoły 7 - 8 letnie dzieci krzyczą - Patrz! Patrz! Czarny pudel! -,-' =D

      Usuń